niedziela, 24 marca 2013

Tydzień książki

Jeśli dziś w Holandii podróżując pociągiem widzielibyście kogoś, kto zamiast biletu konduktorowi pokazuje książkę, to nie oznacza to, że nadużyliście marihuany czy holenderskiej (wątpliwej) gościnności. Dziś, jeden dzień w roku można mieć książkę zamiast biletu. Już wyjaśniam, o co chodzi.
Pomimo iż w holenderskiej telewizji w dość atrakcyjnym czasie antenowym są stosunkowo często programy poświęcone książkom czy pisarzom, to przez jeden tydzień w roku media poświęcają szczególnie dużo uwagi narodowej literaturze. To Boekenweek, czyli tydzień książki, który czasem trwa 8, a czasem nawet 10 dni :)
Tradycja jest dość długa, bo pierwszy tydzień książki zorganizowano w marcu 1932 roku i od tamtej pory co roku (z przerwą na II wojnę) w marcu odbywa się impreza poświęcona holenderskiej literaturze. Tydzień książki zaczyna się bardzo elitarnym balem, na który zapraszane są postaci ważne dla niderlandzkiej literatury. Dostać się na ten bal jest bardzo trudno, dlatego w tym samym czasie, w budynku nieopodal odbywa się "bal wykluczonych", czyli tych, którzy nie dostąpili zaszczytu zaproszenia :) Co roku jeden pisarz (z reguły Holender) dostaje zaszczyt napisania Boekenweekgeschenk (dosłownie: prezent tygodnia książki), czyli cienkiej książeczki będącej nowelą czy zbiorem kilku krótkich opowiadań. Tą książkę dostaję się za darmo (stąd: prezent) przy zakupach w księgarni powyżej określonej kwoty (ostatnio 12.50€). Abonenci niektórych bibliotek dostają ją w ogóle gratis za samo członkowstwo. Boekenweekgeschenk drukowany jest w setkach tysięcy egzemplarzy, co w przeliczeniu na rozmiar Polski oznaczałoby nakład pomiędzy jednym a dwoma milionami...
W niedzielę kończącą tydzień książki (w tym roku 16-24 marca, czyli dziś) można po całym kraju podróżować pociągami za okazaniem właśnie tej cienkiej książeczki.
Dzieci też mają swój tydzień książki, który odbywa się w październiku. Także zaczyna się wielką imprezą Kinderboekenbal. Dla dzieci także pojawia się Kinderboekenweekgeschenk, czyli książeczka rozdawana za darmo do zakupów literatury dziecięcej, a dla dzieci nieumiejących czytać jest nawet książka z obrazkami Prentenboek van de Kinderboekenweek.
O tym, co Holandia robi, żeby zachęcić dzieci do czytania będzie w następnym wpisie. Tymczasem na obrazku obok księgarnia w Utrechcie - obowiązkowo z rowerami.

sobota, 23 marca 2013

Ruigoord - wolna wioska artystów

Ruigoord to była wyspa i była wieś, obecnie w granicach administracyjnych Amsterdamu. Może nie wszyscy wiedzą, ale w okolicy Amsterdamu jest też całkiem spory port i właśnie wioska ta padła ofiarą rozbudowy portu. W latach sześćdziesiątych wszystkie domy odkupiono i mieszkańcy wynieśli się ze wsi. W kolejnych latach sukcesywnie burzono kolejne fragmenty wsi i wznoszono na nich infrastrukturę portową. Jednak we wczesnych latach siedemdziesiątych rozbudowa portu stanęła i w 1973 ocalały fragment wsi zaanektowała grupa artystów. W Holandii są długie tradycje "anekcji" pustostanów (squatting), szczególnie w tych czasach w Amsterdamie nie było to nic dziwego - łupem squattersów padły setki budynków. Jednak Ruigoord przetrwał aż do teraz. Obecnie wioska artystów składa się z kilkunastu budynków skupionych wokół budynku dawnego kościoła, który teraz jest świetlico-kawiarnią. Na całym terenie jest sporo rzeźb, instalacji, a w prawie każdym domu mieści się jakaś pracownia, atelier czy coś podobnego. Trochę ma to klimat kopenhaskiej Christianii, tym bardziej, że mieszkańcy nazywają swoją wioską "wolnym kulturalnym portem Ruigoord". Oczywiście teraz jest to wszystko zalegalizowane, jednak wciąż tam mieszkają ludzie wyglądający dość hipisowsko :) Ciekawostką jest to, że port w późniejszych latach się jednak rozrastał i otoczył prawie ze wszystkich stron osadę artystów. Zdjęcie obok (pochodzi ze strony Ruigoord) przedstawia już trochę już nieaktualny widok z lotu ptaka (polecam obejrzeć powiększenie). U samej góry zdjęcia widać hałdy przeładowywanego węgla, po lewej zbiorniki gazu, nad wsią infrastrukturę do przepompowywania gazu, a po prawej wielkie hale, od których wiatr niesie bardzo mocny zapach kakao (okazuje się, że Amsterdam to największy na świecie przeładowczy port kakao). A nad tym wszystkim górują ooolbrzymie wiatraki, które generują 10% prądu zużywanego przez mieszkańców Amsterdamu. Wieś artystów działa prężnie - w pracowniach powstają różne dzieła sztuki (oraz pewnie także przy okazji "dzieła" "sztuki"). We wsi odbywają się różnego rodzaju festyny, kursy technik artystycznych, dziś akurat niemłode panie uczyły się gry na bębnach (wszystko oczywiście w byłym kościele). Mają tu także miejsce festiwale, w tym np. kilkudniowy międzynarodowy festiwal poetycki. Ruigoord nie jest wielką atrakcją turystyczną, jednak wszyscy mieszkańcy są bardzo mili dla zwiedzających ich wieś, a w przeciwieństwie do Christianii tu wszędzie można robić zdjęcia.

niedziela, 3 marca 2013

Kilka ciekawostek z Holandii

W przygotowaniu jest kilka ciekawych wpisów, natomiast tym razem tylko garść ciekawostek.
Około 1% sprzedawanych samochodów w Holandii jest elektryczna, wydaje się to mało, ale rząd wprowadził ogromne ulgi podatkowe, a na wielu ulicach w miastach pojawiają się miejsca do "tankowania" elektrycznych samochodów. Są także miejsca parkingowe wyłącznie dla elektrycznych, tanie wypożyczalnie takich aut itp. Wiele firm także pod biurami montuje słupek, do którego można podłączyć elektryczny samochód, trend jest bardzo widoczny i można się spodziewać, że w tym tak małym kraju samochody elektryczne będą zdobywać coraz większą popularność. Na zdjęciu obok właśnie samochód "tankujący" nad kanałem w Amsterdamie.
W całej Holandii ponad 30% podróży po mieście odbywa się na rowerze (co i tak jest bardzo imponujące, bo nieeuropejskich imigrantów rzadko się widuje na rowerach, oni czują się wartościowymi ludźmi tylko w czarnym BMW czy Audi, a rower to wstyd i degrengolada). Jest to spora liczba, bo np. taka rowerowa Kopenhaga ma ten wskaźnik tylko 25%. Wiele miast, w szczególności Amsterdam ma lepsze wyniki niż średnia, przekraczające nawet 50%, ale nawet niezbyt rowerowe miasta stawiają sobie cele, żeby coraz więcej ludzi korzystało z rowerów. Niedawno s'Hertogenbosch postanowiło w ciągu kilku lat osiągnąć wskaźnik 44% podróży na rowerach. W tym celu będą budowane kolejne drogi rowerowe, często mające swoje własne trasy, a nie wzdłuż ulic, samochody będą wciąż sukcesywnie rugowane z centrów miast, podziemne parkingi dla samochodów staną się parkingami rowerowymi, każdy nowy budynek wielorodzinny ma mieć "garaż" dla rowerów itp. Polecam świetny filmik o tym:

A na koniec coś szokującego dla tradycyjnego Polaka-katolika - w Holandii trwa dyskusja na temat tego, czym jest rodzina i ilu rodziców może mieć dziecko. Zdarzają się sytuację, gdzie rodzice się rozwodzą, znajdują nowych partnerów i wtedy dziecko może mieć nawet czworo rodziców (którzy niekoniecznie muszą być dwoma mężczyznami i dwiema kobietami). Zdarza się także, że dziecko ma dwie mamy czy dwóch ojców (pamiętacie holenderskiego chłopca, który o tym śpiewał?). To są realne przypadki z życia, z którym prawodawstwo sobie nie radzi, np. w prawie istnieje sformułowanie o matce dziecka, ale co w przypadku, gdy matki są dwie? Sprawa nie jest łatwa, bo czy dwie matki są tak samo ważne, czy ta biologiczna jest bardziej ważna? Co w przypadku sporów, dziedziczenia itp? Holendrzy przynajmniej dyskutują na ten temat, bo tymczasem według polskich parlementarzystów nie ma żadnego problemu i rodzina składa się tylko z heteroseksualnej pary przeciwnej płci, która ma na to papier (najlepiej od księdza) i gram złota na palcu.