środa, 31 października 2012

Rowerowe problemy Amsterdamu

Każdy kraj ma swoje problemy. Polska na przykład walczy z problemami zupełnie nieznanymi w innych krajach. Polskie prawo karze pijanych rowerzystów na równi z pijanymi kierowcami ciężarówek, choć oczywiście wiadomo, że potencjalna szkoda wyrządzona przez nich jest nieporównywalna. Pijany rowerzysta zagraża przede wszystkim sobie, no ale dzielne socjalistyczne państwo musi bronić obywateli przed samymi sobą. Polscy urzędnicy uważają także, że na rowerze nie da się jeździć podczas opadów deszczu lub śniegu i sezon rowerowy trwa w Polsce tylko kilka krótkich miesięcy, więc nie warto budować infrastruktury rowerowej, która przez większość część roku będzie nieużywana. Polscy policjanci także uważają, że nie można dopuścić do ruchu rowerów "pod prąd" ulic jednokierunkowych, bo w przypadku ewentualnych kolizji nie będą w stanie ustalić, kto zawinił. No cóż, niedasizm jest typowo polską chorobą. Holendrzy tego kompletnie nie zrozumieją, ale także mają swoje problemy rowerowe.
Amsterdam boryka się z nadmiarem rowerzystów. Większość ścieżek rowerowych w centrum jest za wąska i są bardzo zatłoczone. Olbrzymim problemem także jest parkowanie wielu tysięcy rowerów w pobliżu największych stacji kolejowych. Mimo iż rower zajmuje bardzo mało miejsca na drodze, zarówno, gdy się porusza, jak i gdy jest zaparkowany (wielokrotnie mniej niż samochody), to centrum Amsterdamu jest za małe, żeby pomieścić swój ruch rowerowy. Ruch, który wciąż rośnie - w ciągu ostatnich 20 lat wzrósł o 40% z 340.000 dziennych podróży rowerem aż do 490.000 teraz. Miasto także spodziewa się, że w pobliżu stacji kolejowych do roku 2020 ruch wzrośnie o kolejnych 25%. Każdego dnia w Amsterdamie pokonuje się 2 miliony kilometrów na rowerze (przypominam, że jest to miasto wielkości Krakowa, czyli nie takie wielkie).
Zatłoczone ścieżki rowerowe prowadzą do wzrostu ilości kolizji i rannych rowerzystów. Amsterdam jednak wie, że rowery są najtańszą, najzdrowszą i najefektywniejszą metodą transportu, więc ma plan, jak poradzić sobie z wyzwaniami stojącymi w najbliższych latach.
Amsterdam zarezerowował 57 milionów euro na inwestycje rowerowe do roku 2016, będą to przede wszystkim nowe parkingi rowerowe koło stacji dla 38.000 rowerów oraz co najmniej 15 kilometrów dodatkowych ścieżek rowerowych w najbardziej zatłoczonych miejscach. Miasto także zmienia swoją politykę dotyczącą projektowania dróg, do tej pory starano się godzić interesy kierowców, pieszych, cyklistów i komunikacji miejskiej, od teraz priorytetem będzie maksymalizacja miejsca dla rowerzystów. Jednak te pieniądze są inwestycją, która się szybko zwróci, bo Amsterdam szacuje, że wzrost ilości rowerzystów da roczne oszczędności 20 milionów euro na komunikacji miejskiej i kolejne 20 milionów euro na niebudowaniu infrastruktury drogowej, która w przeciwnym razie byłaby potrzebna.
Miasto także rozbudowuje sieć strzeżonych parkingów rowerowych, które za darmo przechowują każdy rower do 24 godzin, a powyżej tego czasu opłata jest 50 centów (2 złote) za dzień. Przyznam, że właśnie parkingi rowerowe są największym wyzwaniem. Koło dworców każdy skrawek jest zajęty na parkingi, buduje się wielopiętrowe parkingi, przestrzeń pod mostami (na zdjęciu) wykorzystuje się, a w przypadku braku miejsc na lądzie cumuje się na stałe barki, które mają przejąć kilka tysięcy miejsc parkingowych. W promieniu kilkuset metrów od dworców chodniki są zawalone rowerami i nie za bardzo wyobrażam sobie, gdzie miasto chce zmieścić 38.000 nowych miejsc parkingowych. Choć Holendrzy w tym przypadku są kreatywni: w Haarlemie zbudowano podziemny (czyli w tym kraju - podwodny) wielki parking rowerowy, a w Hadze podniesiono tory na estakady, a pod nimi ustawiono tysiące miejsc parkingowych. Kibicuję Amsterdamowi w rozwiązywaniu tych problemów, mając niestety smutną świadomość, że polskie miasta wydają miliony na bardzo nieefektywną infrastrukturę drogową, która i tak nie rozwiązuje żadnych problemów, a wręcz tylko generuje nowe, np. w cieniu ekranów akustycznych kwitnie przestępczość. Skoda, że polscy urzędnicy nie uczą się od bogatszych krajów, tylko powielają ich błędy. No ale podatnik za to zapłaci. Albo wyjedzie, płacić podatki w innym kraju.

2 komentarze:

Sulimir pisze...

myślę że w wypadku Amsterdamu dobrym pomysłem byłoby usunięcie porzuconych i uszkodzonych rowerów, które zawalają parkingi jak i całe miasto. W samym Amsterdam-Zuid usunięto w zeszłym roku ponad 10,000 porzuconych rowerów (słyszałem nawet o specjalnej aplikacji na smartfona służącej do zgłaszania takich rowerów). Jakby nie patrzeć kierunek rozwoju jest jak najbardziej słuszny - nie wyobrażam sobie Amsterdamu bez roweru.

Eric pisze...

Dla odmiany mieszkam w większym mieście polski i od 3 lat do pracy i nie tylko jeżdżę rowerem .... powszechnie traktowany jestem jako dziwoląg ..zjawisko... Zdarza się że 'koledzy ' z pracy pokazują na mnie palcem jak bym bym jechał na Ośle ... Nie przeszkadza to w/w stać po 40 min w korku alby samochodem przejechać 3 km ...do domu GDZIE LOGIKA