niedziela, 28 sierpnia 2011

Holenderskie kobiety chcą rodzić w szpitalu

Na łamach tego bloga wspominałem już kilka razy, że w Holandii standardem jest poród w domu. Większość firm ubezpieczeniowych pokrywa koszty porodu tylko w domu, chyba że lekarz wyraźnie wskaże na konieczność porodu w szpitalu. Poród w szpitalu traktowany jest jako pewnego rodzaju luksus, za który trzeba zapłacić.
Holenderka w czasie ciąży pozostaje pod opieką położnej, która także odbiera poród w domu, a potem opiekuje się kobietą i uczy ją "obsługi" dziecka. Nawet poród w szpitalu wygląda zupełnie inaczej niż w Polsce - kobieta może urodzić o 17:00, a o 19:00 jeść kolację w swoim domu, dla niektórych to szokujące. Co ciekawe do porodu w domu najbardziej są przekonane kobiety wykształcone i doświadczone (w sensie nie pierworódki).
Ale wracając do tematu - ciekawostką jest to, że w Holandii kobieta może sama zadecydować o przerwaniu ciąży, i to dość późno, bo aż do końca 24. tygodnia ciąży (czyli w dwóch trzecich drogi, kiedy dziecko jest już dość wykształcone), ale za poród w szpitalu musi zapłacić, a często nie może mieć cesarskiego cięcia, nawet jak by bardzo chciała, o ile nie ma medycznych wskazań ku temu.
Od lat toczy się tu dyskusja na temat domowych porodów i dość wysokiej śmiertelności niemowląt. Jest bardzo dużo argumentów wskazujących na korzyści porodu w domu, a tak dokładniej to na wady porodu w szpitalu, między innymi stres spowodowany nowy miejscem, zagrożenia z powodu nowych, nieznanych w domu bakterii itp. Zwolennicy także wskazują na różnice w metodologii sporządzania statystyk oraz na specyficzne podejście lekarzy w Holandii, którzy czasem pozwalają umrzeć bardzo ciężko choremu dziecku, zamiast leczyć go na siłę i w najlepszym razie doprowadzić do bycia "roślinką" przez całe życie.
Ostatnimi laty coraz więcej kobiet w Holandii decyduje się, mimo opłat, na poród w szpitalu. Dlaczego? Czy czują się bezpieczniejsze w szpitalu? Badania jednak wykazują, że przyczyna jest bardziej banalna - coraz więcej kobiet chce znieczulenie, którego nie może podać położna w domu. Niezależnie jednak od tego trendu, wciąż około połowa dzieci w Holandii będzie rodzić się w domach, a dyskusje na ten potencjalnej szkodliwości nie będą gasnąć. Wciąż także holenderskie kobiety będą wozić swoje dzieci na rowerach (zdjęcie obok) w sposób, który na pewno tak spodobałby się polskiemu policjantowi, że poprosiłby panią o autograf na bloczku z mandatami.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ciekawy wpis. Wspominasz o różnicach w metodologii sporządzania statystyk. Czy możesz ten temat rozszerzyc?
Co do mandatu w Polsce to jeszcze rok temu nie mozna bylo dziecka przewozic w takiej przyczepce. Pare lat temu policjant mnie ukaral za przewozenie osoby na bagazniku... Moze dzis te przepisy sie zmienily bo to w koncu zycie samo wymusza zmiany:-)

Gregor pisze...

Różna metodologia tych statystyk: chodzi mniej więcej o to, że jeśli umrze dziecko w wieku 3 tygodni, to to, czy zostanie zaliczone do "infant mortality rate", zależy od przyczyny śmierci. W niektórych krajach, jak dziecko umrze na skutek wady wrodzonej, z którą się urodziło, to taka śmierć nie jest wliczana do śmiertelności niemowląt, po prostu uznają, że takie dziecko się nie urodziło żywe. Jeśli natomiast dziecko umrze z powodu pewnych rzeczy nabytych po porodzie, jak zakażenie, choroba wirusowa itp, to wtedy tak.
Holandia natomiast wlicza wszystkie śmierci, niezależnie od ich przyczyn.

Anonimowy pisze...

byłam kilka razy w Holandii i powiem, że jestem w szoku, że tyle kobiet rodzi tam dzieci w domach. Nie miałam o tym pojęcia...

Pozdrawiam