piątek, 12 listopada 2010

Oh Polsko

Stało się, byłem pierwszy raz w Holandii w teatrze :) Niedawno pisałem o mającym się tutaj odbyć przedstawieniu teatralnym o Polsce i Polakach pod tytułem "Oh Polsko". Do dość małej sali miejscowego teatru przyszło około 60 osób (może więcej), z czego chyba połowę stanowili Polacy. Sztuka była nietypowa, ponieważ tak naprawdę opowiadała o przygotowaniach do innego przedstawienia ("Pokojówki" Jeana Geneta). Większość tekstów była po angielsku, wystąpieniom po polsku towarzyszyły napisy po niderlandzku. Było śmiesznie, nie powiem, za to przez cały czas zastanawiałem się, jak to odbiorą Holendrzy, których tam trochę było. Na początku się śmiali, potem trochę mniej, szczególnie po żarcie: "- Jak poznać, że przekroczyło się granicę holenderską? - Po tym, że nie można odróżnić kobiety od krowy". Był to dość mocny dowcip, ale reżyserem był Holender, więc miałem nadzieję, że wiedział, na ile może sobie pozwolić.
Miejscami było też trochę żenadnych momentów, kiedy aktorzy na slajdach pokazywali swoje rodziny i miejsca, w których się wychowali. Dlaczego żenadnych? Bo trochę utrwalały stereotypy Polski jako kraju brzydkiego, biednego i pełnego szarych ludzi. Choć może rzeczywiście prawdziwa Polska taka jest? Albo to czarno-białe slajdy, niektóre chyba jeszcze z czasów komuny, przywołały takie skojarzenia?
Dwójka aktorów miała być pracownikami sezonowymi i opowiadała o swoim świecie, z którym ja się do końca nie mogłem identyfikować, bo mam innego rodzaju pracę i całkiem inne problemy, ale kilka obserwacji było ciekawych. Według reżysera (albo aktorów?) Polacy na obczyźnie często się nie lubią, bo w drugim Polaku widzą, jak w lustrze, swojeo dbicie, swoje cechy, które nienawidzą, które chcą zmienić, ale od których nie ma na obczyźnie ucieczki.
No dobra, koniec filozofowania. Po przedstawieniu część miejscowej Polonii (o matko, jak to brzmi) udała się do knajpy podyskutować. Zdania były szczególnie podzielone co do tego, czy aktorzy rzeczywiście byli prawdziwymi pracownikami sezonowymi, amatorami złowionymi przez reżysera. Niektórzy dali się na to nabrać, szczególnie że angielski dwójki aktorów czasem raził bardzo sztucznym akcentem. Ja jednak dobrze poznałem po ich grze, dobrych donośnych głosach i prawidłowej dykcji, że to byli profesjonaliści :) Najbardziej żałuję, że nie udało mi się z żadnym z Holendrów porozmawiać o tym, jak oni odebrali to oryginalne przedstawienie.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dzieki za relacje. Z tego co piszesz to sztuka ciekawa.
Sporo cudzoziemcow, ktorych znam widzi Polakow jako narod tragiczny przez historie jaka doswiadczyl. W noc muzeow poszlismy ze znajomym brytyjskim Profesorem do Muzeum Warszawy. Po kilku godzinach spedzonych tam powiedzial nam, ze zrozumial dlaczego tylu Polakow walczylo na cudzych frontach, bo nie mieli wlasnego kraju przez przeszlo 100lat.
Dzisiaj pomimo wolnosci dalej jestesmy tragicznym narodem - moim zdaniem. Tragedia polega na tym, ze ten kraj nam sie nie podoba i nie mamy wplywu na ksztalt Naszego wlasnego kraju. Chcielibysmy aby Polska byla fajnym, ciekawym i kolorowym krajem a ona dalej pozostaje brudna i pelna szarych ludzi. Zmiany beda trwac latami.

Ivon pisze...

Dziękuję za relację. Czekałam na nią z niecierpliwością. Cieszy mnie też fakt, że Polacy jednak dopisali i przyszli na ów spektakl.

Pozdrówka !!!