czwartek, 28 stycznia 2010

Jego królewska mość książę esesman

Jednym z częstszych tematów rozmów Holendrów ostatnimi czasy była opublikowana kilka dni temu w mediach informacja o nieżyjącym już członku rodziny królewskiej, który, jak się okazało, w młodości był w SS i chodziło tu nie o kogo innego, a o księcia Bernharda, męża poprzedniej królowej Juliany, ojca obecnej królowej Beatrix.
O holenderskiej rodzinie królewskiej pisałem już wcześniej, tym tematem interesuje się też wielu Holendrów. Magazyny plotkarskie prześcigają się w informacjach o następcy tronu i jego rodzinie, a nawet istnieją specjalne gazety poświęcone tylko i wyłącznie rodzinie królewskiej - na zdjęciu obok właśnie okładka takiego (darmowego!) czasopisma ze zdjęciem królowej Beatrycze.
Plotki o niechlubnej przeszłości księcia Bernharda znane były już od 1941 roku, ale dopiero teraz (5 lat po jego śmierci) zostały oficjalnie potwierdzone. Przed wojną był członkiem SS i sympatyzował z nazistami, lecz trzeba jednak przyznać, że po "wżenieniu" się w holenderską rodzinę królewską podczas wojny działał tylko i wyłącznie na rzecz Holandii.
Książę Bernhard nie był zbyt dobrym monarchą, uwielbiał szybkie samochody i wystawne życie. W 1976 wziął niemałą łapówkę od amerykańskiej firmy Lockheed Martin, a brukowce uwielbiały opisywać kolejne skandale, wliczając w to trójkę nieślubnych dzieci (spłodzonych już po zawarciu małżeństwa z Julianą).
Holandia w ogóle nie ma szczęścia do małżonków władców. Niepisaną regułą jest szukanie drugiej połówki poza granicami kraju, a najbliżej, pod ręką są Niemcy. Książę Bernhard, był Niemcem, jego córka Beatrix także wyszła za Niemca - księcia Clausa, a wiadomo, że Holendrzy za Niemcami nie przepadają. Ba, nawet babcia obecnej królowej, królowa Wilhelmina, także miała męża Niemca, a urodziła ją... Niemka, żona króla Wilhelma III. Obecny następca tronu, książę Willem-Alexander także niezbyt dobrze trafił - jego wybranką serca została Maxima, córka argentyńskiego ministra w rządzie dyktatora mającego ponoć krew na rękach. Za każdym razem jednak, mimo zastrzeżeń, parlament wyrażał zgodę na zawarcie małżeństwa.
Córka obecnego następcy tronu, która sama kiedyś będzie koronowana na królową, księżniczka Catharina-Amalia, na razie nie zdradza, kto zostanie wybrankiem jej serca. Być może dlatego, że ledwie co skończyła 6 lat :)

sobota, 23 stycznia 2010

Podatki w Holandii - reguła 30%

Poprzedni wpis o podatkach w Holandii mógł być nieco zniechęcający, warto więc dopisać, czym kraj tulipanów kusi imigrantów - niektórzy z nich mogą dostać spore obniżki podatków i to nawet na 10 lat. Jak to wygląda?
Ważne są warunki - imigrant musi przyjechać do Holandii do pracy w konkretnej firmie, nie może tutaj mieszkać wcześniej oraz musi posiadać umiejętności i wiedzę unikalne na rynku holenderskim. Jak to uzasadnić? Najprościej żeby firma wykazała, że na dane stanowiska szukała pracownika w Holandii, nie znalazła, więc sięgnęła po cudzoziemca. Oczywiście pracownik musi przedstawić bogate CV i opisać, jaki to jest zdolny, mądry i unikalny :)
Po złożeniu tony dokumentów imigrant może dostać obniżkę podatków na czas do 10 lat od chwili przyjazdu do Holandii - 1/3 jego dochodów jest wypłacana bezpośrednio na konto i nie podlega opodatkowaniu, podatki płaci się tylko od 2/3 dochodów. Miesięcznie przekłada się to na, w zależności od wynagrodzenia, mniej więcej dodatkowe 500 euro. W skali 10 lat to daje ponad 60.000 euro, które dostaje się praktycznie gratis, warto więc się o to postarać.
A dlaczego Holandia tak hojnie obdarowuje cudzoziemców? Cóż, w założeniu reguła 30% miała zachęcić specjalistów do osiedlania się w tak drogim kraju jak Holandia - drogim w mniemaniu samych Holendrów. Zakładają oni, że imigrant ponosi duże koszty, jak np. utrzymywanie rodziny przez okres ich aklimatyzacji czy poszukiwania pracy, utrzymanie dwóch domów, nauka niderlandzkiego, a nawet rozmowy telefoniczne czy bilety lotnicze do swojego kraju celem odwiedzenia krewnych i przyjaciół. Najważniejsze jest to, że tych kosztów nie trzeba nijak ewidencjonować i wykazywać. Jak się dostaje te 30%, ma się święty spokój na 5 lat, bo, właśnie po połowie zwolnienia podatkowego, urząd podatkowy może zechcieć sprawdzić (ale nie musi), czy umiejętności pracownika dalej są unikalne na holenderskim rynku pracy.
Na zdjęciu obok widoczek z kwietnia zeszłego roku. Czytelnicy w Polsce zmagają się z temperaturami poniżej -20 stopni, a ja, mimo dodatniej temperatury za oknem, myślami jestem już w kwietniu i nie mogę się doczekać milionów kolorowych pięknych tulipanów...

środa, 20 stycznia 2010

Podatki w Holandii

Holandia ma jedne z najwyższych podatków w Europie. System ten jest dość skomplikowany, ale postaram się go, w uproszczeniu, przedstawić. Każdy obywatel opłaca tutaj (między wieloma innymi) dwa rodzaje podatku - od dochodu i od majątku.
Podatek dochodowy jest progresywny, oficjalnie skala składa się ze stopni 2,35%, 10,85%, 42% i 52%, ale ze względu na pewne ograniczenia w praktyce jest ona prostsza: 33,5%, 42% i 52%. Niech nikogo nie zdziwi ostatnia stawka, i tak jest ona niska - do roku 1990 najwyższy próg podatkowy wynosił 72%, następnie obniżono go do 60%, a od roku 2001 obowiązuje obecna stawka 52%. Co ciekawe, dość łatwo wejść w najwyższy próg podatkowy, wystarczy zarobić więcej niż niecałe 55.000 euro (brutto), co tutaj nie jest takie bardzo trudne.
Drugi rodzaj podatku, liniowy, płaci się od posiadanego majątku - wlicza się tu środki na kontach bankowych na całym świecie, nieruchomości, akcje, dzieła sztuki, praktycznie jedynym wyjątkiem są samochody (za które z kolei płaci się inne wysokie opłaty). Stawka tego podatku wynosi 1,2% od majątku powyżej 20.000 euro, więc jest to troszkę bolesne. Dlatego wielu Holendrów kombinuje i ukrywa swój prawdziwy majątek na najprzeróżniejsze sposoby.
Na zdjęciu obok pomnik prostytutki, które tutaj płacą normalne podatki, takie jak każdy inny, a rozliczane są w kategorii "freelancerzy i artyści". Pod pomnikiem jest tabliczka z napisem "BELLE - respect sexworkers all over the world".
Jest jeden sposób, w jaki imigranci przybywający do Holandii, w tym Polacy, mogą legalnie płacić niższe podatki, o tym: następnym razem.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Holandia - najczystszy kraj świata?

Czy Holandia to najczystszy kraj świata? Nie wiadomo, czy nim teraz jest, ale, według holenderskich badaczy, była na pewno w średniowieczu i późniejszych epokach. Właśnie wtedy pielgrzymi i kupcy podróżujący przez Niderlandy byli zadziwieni, widząc z jakim wigorem panie domu i pomoce kuchenne szorowały nie tylko domy, ale także płoty, ulice, place, czy barki. Panujący ówczas poziom higieny inne kraje zachodnie osiągnęły dopiero kilkaset lat później - pamiętajmy, że w tych czasach w nieodległym Paryżu wylewano pomyje i odchody przez okno na ulicę.
Dlaczego tak było? Według wspomnianych wyżej badaczy wynika to z tego, że prawie wszystkie gospodarstwa domowe wytwarzały ser i masło, które nie udawały się, jeśli w domu panował brud. Nawet w późniejszym złotym wieku Holandii bogaci mieszczanie w kamienicach nad kanałami w Amsterdamie otaczali się setkami obrazów, ale wielu z nich miało wciąż pod miastem jedną czy kilka krów, a ich pomoce kuchenne wytwarzały dla nich własny nabiał. Niektórzy podróżni wręcz naśmiewali się z Holendrów, którzy to "szaleńcy" myli ręce i wymiona przed dojeniem krów. W późniejszych czasach mieszczanie porzucili hodowlę krów, ale nawyki pozostały. Tym bardziej że ich służące najczęściej pochodziły ze wsi, gdzie wciąż produkowano nabiał i przynosiły ze sobą zamiłowanie do czystości.
W tej chwili Holandia raczej utrzymuje podobny poziom czystości jak kraje skandynawskie czy Niemcy, ale nie widać, żeby jakoś przodowała w Europie. A na zdjęciu obok krowy na łące na tle pól kwiatowych. W Holandii w jeden dzień można zobaczyć więcej krów na polach, niż w Polsce przez całe życie :)

niedziela, 10 stycznia 2010

Zima w Holandii

Poprzedni wpis może wymagać małego uzupełnienia - w Holandii, szczególnie na wybrzeżu, nie stosuje się zimowych opon (i to nie ze względu na otumanienie spowodowane używaniem trawki), a powodem jest po prostu mała roczna różnica temperatur - tutaj zimą bardzo rzadko kiedy temperatura spada poniżej zera, a latem nieczęsto jest powyżej 25 stopni. Tak mała amplituda rocznych temperatur jest powodem używania opon całorocznych. W Polsce różnice pomiędzy latem a zimą spokojnie sięgają 40 stopni, śnieg pada często, więc zimowe i letnie opony mają usprawiedliwienie.
W głębi lądu zima na całego, ludzie na lodzie, niestety niedaleko morza kanały nie zamarzły i łyżwy wciąż odpoczywają w szafach. Za to czasem można zobaczyć kogoś na nartach biegowych na ulicy - do jutra się to jeszcze uda, bo niestety od pojutrza mają być nawet nocą dodatnie temperatury i ten wyjątkowy dla Haarlemu śnieg się szybko stopi. Obok zdjęcie zrobione wczoraj nad morzem. Ten "dym" na dole to tumany śniegu zmieszanego z piaskiem niesione przez wiatr. Na stronach polskich mediów też można znaleźć ciekawe zdjęcia zimy w Holandii.

czwartek, 7 stycznia 2010

W Holandi zima zaskoczyła... wszystkich

Wczoraj nastąpiła katastrofa, bo spadł śnieg :) Holandia pod tym względem dzieli się na dwie wyraźne części - pas kilkudziesięciu kilometrów od wybrzeża zimę zna głównie z obrazków w telewizji albo opowiadań znajomych mieszkających bardziej w głąb lądu, szczególnie w stronę Niemiec. W Haarlemie (5 km od morza) duży śnieg jest rzadkością, a wczoraj w ciągu dwóch godzin spadło około 15 cm śniegu, co, według lokalnej TV, zdarzyło się tutaj ostatni raz w roku 1963 :)
Miasto zostało sparaliżowane, na ulicach śnieg ubity kołami samochodów zamienił się w idealnie gładki lód. Choć kraj jest płaski, drogi zawierają dużo mostów i wiaduktów, na które samochody nie mogły wyjechać. Co ciekawe, drogi w ogóle nie były osolone, bo pod koniec grudnia w sporej części Holandii brakło soli. Ciężarówki wysłane po sól do Niemiec utknęły w rowach, bo... nie miały zimowych opon. Właśnie - w Holandii wszyscy używają opon całorocznych, zimowe zakładają tylko ci, co wyjeżdżają na narty w Alpy. Więc polscy czytelnicy mogą się pocieszyć, że nawet dość zorganizowane i rozwinięte kraje zimą są bezradne i że w Polsce nie jest tak źle.
Wczoraj także uderzyła mnie w oczy współpraca Holendrów - na podjazdach pod mosty kierowcy wysiadali z aut i grupkami przepychali kolejne samochody pod górę, dowcipkując przy tym. Mimo wielogodzinnego opóźnienia nikt nie dawał poznać po sobie frustracji czy złości. Choć w sumie może przeklinali strasznie, tylko ja tego nie rozumiałem ;-)
Za to ja miałem dużo radości jeżdżąc na rowerze na śniegu. Jest to bardzo przyjemne, o ile śnieg nie jest zmrożony, a nawet na lodzie da się w miarę łatwo jechać prosto, problemy są tylko ze skręcaniem :) Haarlemskie dzieciaki za to żadnego kataklizmu nie widziały i miały sporo radości, na moim osiedlu na każdej ulicy stoi kilka bałwanów. Ciekawe, skąd te dziecka wiedziały, co robić, skoro taki śnieg każde z nich pierwszy raz w życiu chyba widziało :)
Na zdjęciu popularny ostatnimi dniami widoczek - to białe w tle to jest ulica. Tutaj właściciele domów nie mają obowiązku odśnieżania chodnika pod swoim domem, za to można czasem zobaczyć człowieka z kuchenną solniczką w ręce posypującego chodnik :)

niedziela, 3 stycznia 2010

Holenderskie poczucie humoru

Niestety jestem w Holandii zbyt krótko i ten kraj jest za bardzo różnorodny, żebym mógł coś więcej napisać o holenderskim poczuciu humoru. Za to pokażę kilka holenderskich reklam, z których wynika, że Holendrzy mają duży dystans do siebie i chyba nie mają żadnego tematu tabu. Z góry ostrzegam, że dla wielu "prawdziwych Polaków" pierwsza reklama może być oburzająca, choć do zrozumienia niej może być wymagana podstawowa znajomość angielskiego, czym "prawdziwi Polacy" raczej nie grzeszą :)