czwartek, 7 maja 2009

Vrijmarkt

W ostatnich wpisach dotyczących dnia królowej opowiadałem dość niejasno o pewnej dodatkowej atrakcji, która w dodatku powoduje zwężenie ulic, teraz nareszcie mogę wyjaśnić, o co chodzi.
Jednym z najważniejszych aspektów dnia królowej jest vrijmarkt, czyli wolny rynek. Tego dnia (raz do roku) każdy może legalnie sprzedawać wszystko bez płacenia jakichkolwiek opłat, podatków, bez rezerwowania miejsca i w ogóle bez żadnych formalności czy pozwoleń. Dorośli z reguły sprzedają stare meble i inne elementy wyposażenia domu, natomiast dzieci najczęściej sprzedają swoje stare zabawki albo ubrania. Na zdjęciu obok właśnie dziewczynka sprzedająca rezultat porządków w szafkach w swoim pokoju :)
Źródło vrijmarktu na pewno tkwi w kulturze protestanckiej, która uczy szacunku dla pracy i własności - poprzez uczenie dzieci od maleńkości, czym jest praca i szanowania swojej oraz cudzej własności. Można wręcz powiedzieć, że Holendrzy, będący dodatkowo dość oszczędnym narodem, uważali wyrzucanie sprawnych rzeczy za grzech. Tradycyjnie więc podczas dnia królowej nie chodzi o zarobek, ale o pozbycie się z domu zalegających rzeczy bez wyrzucania ich, dlatego większość cen jest jednocyfrowa i oscyluje wokół 1-3 euro. Jak ktoś potrafi dobrze ocenić wartość różnych dziwnych przedmiotów, to czasem może znaleźć perełki i kupić np. w ogóle nie zniszczone książki w cenie kilkadziesiąt razy niższej niż w księgarni. Dla różnego rodzaju kolekcjonerów staroci albo hobbystów jest to wręcz raj. Wiele przedmiotów, które nie znalazły nabywców ląduje jednak pod wieczór na śmietnikach, czy są czasem wręcz zostawiane na ulicy. Jak komuś żal 1 euro na coś, to może to za darmo wtedy sobie wziąć :) Tradycyjnie największe bazary odbywają się w Amsterdamie, Hadze i Utrechcie, ale każde, nawet najmniejsze holenderskie miasteczko, ma podczas dnia królowej centrum zastawione ludźmi sprzedającymi swoje skarby.
Charakterystyczna jest też atmosfera panująca podczas takich sprzedaży - nie liczy się zarobek, ma być miło i wesoło. Wielu ludzi się przebiera, inni tańczą, śpiewają. Pomysłowość też nie zna granic - jeśli ktoś nie chce handlować starociami, może chociażby sprzedawać domowe wypieki, robić loterie fantowe, organizować zabawy dla dzieci. Niektóre dzieci nie tylko sprzedają zabawki, ale także inaczej zbierają pieniążki, np. grają na skrzypcach, ale mi najbardziej spodobał się pomysł dziecka, które za 25 centów kręci hula-hop przez minutę :) Obok zawsze są rodzice, którzy upominają potomka, jak zapomni powiedzieć "dank u" po otrzymaniu paru monet :)
Vrijmarkt uważam za jedną z ważniejszych cech holenderskiej kultury - dzieci uczą się szacunku dla przedmiotów i pracy, bo widzą, że pieniądze zarabia się wysiłkiem i trzeba nieraz się namęczyć, żeby zdobyć parę euro. Potem, kiedy dorosną, nie stają się konsumpcyjnym społeczeństwem i źródło pieniędzy widzą w pracy, a nie cwaniakowaniu czy kradzieży.

1 komentarz:

vlasta pisze...

no i sam powiedz jak nie podziwiać takiego narodu:))może moja wiedza na ich temat jest szczątkowa,ale to co wiem nigdy nie posunęło mnie do osądzenia ich jako skąpców:)
oszczędność to wielka zaleta:)
oj jak często mi jej brak:((